Zarządzanie flotą: Fast-Chem handluje zbożem i nawozami

Biznes i logistyka

Buszujące w zbożu.

Fast-Chem zajmuje się handlem zbożem i nawozami. Od pewnego czasu firma stawia na własny transport – z dużym sukcesem. Actros okazał się idealną ciężarówką dla tego rodzinnego przedsiębiorstwa.

Dwa pokolenia, jeden pomysł. Stanisław Fabrowski założył Fast-Chem prawie 25 lat temu. Na początku firma zajmowała się handlem nawozami i środkami ochrony roślin. Gdy do przedsiębiorstwa dołączył jego syn Kamil, wspólnie zdecydowali, że firma sama zajmie się przewozem własnych produktów.


Droga prowadzi przez pofałdowane tereny na wschodzie Polski, tuż przy granicy z Ukrainą. Na pagórkach dojrzewają rzepak, pszenica, żyto i kukurydza. Już niebawem na pola wyjadą kombajny i rozpocznie się wielkie koszenie, które potrwa do jesieni. Na razie panuje jeszcze spokój, co nie znaczy, że w firmie Fast-Chem, która zajmuje się obsługą rolnictwa, w tym skupem i sprzedażą płodów rolnych, nic się nie dzieje. Wręcz przeciwnie – Actrosy z naczepami do przewożenia zbóż kursują praktycznie non-stop pomiędzy siedzibą Fast-Chemu a młynami i olejarniami, z którymi współpracuje firma.

W tym rodzinnym przedsiębiorstwie z niewielkiego Mircza pod Hrubieszowem już od dawna rytmu pracy nie wyznacza czas zbiorów, ale to, kiedy rolnicy zdecydują się sprzedać to, co zebrali. A i sama firma w potężnych silosach przechowuje kilka tysięcy ton ziarna, które stopniowo trafia do jej odbiorców. Dlatego w tej branży nie ma mowy o wakacjach.

Stanisław Fabrowski założył Fast-Chem prawie 25 lat temu. Na regale w biurze prezesa widać kolekcję nagród, m.in. „Gazele Biznesu” w 2006 r., „Złota setka Lubelszczyzny” w 2008, „Przedsiębiorstwo Fair Play” w 2010 r. oraz „Laureat AgroLigi” z 2014 r. A to zaledwie część wyróżnień.

– Firmę zbudowaliśmy na kulturze uczciwości, przewidywalności i dobrych relacjach z klientem. To procentuje. Cena oczywiście też ma znaczenie, ale chyba kluczowa jest właściwa obsługa. Staraliśmy się tak podchodzić do biznesu od samego początku i teraz możemy zbierać tego owoce – tłumaczy swoją filozofię Stanisław Fabrowski.



W 1991 r. Fabrowski rozpoczął swoją działalność od handlu nawozami i środkami ochrony roślin. W ciągu następnych lat firma stopniowo poszerzała swój zakres działania o obrót zbożem i innymi płodami rolnymi. W Fast-Chemie pracuje także żona właściciela Krystyna i syn Kamil, który w 2011 r. skończył studia i od razu wrócił do rodzinnego biznesu. Tylko córka Joanna wybrała inną drogę – po doktoracie z chemii robi karierę w Hiszpanii. Ale w rodzinie Fabrowskich nie żyje się tylko pracą – w domu obowiązuje zakaz rozmów o firmie. Taka forma higieny jest niezbędna.

– Jeszcze zanim zdecydowałem się na własną firmę, miałem do czynienia z nawozami, z chemią, więc ten kierunek działania nie był dla mnie niczym nowym. Ale handel zbożem już tak. Musieliśmy się go nauczyć. Ale skoro już dostarczaliśmy rolnikom nawozy, dlaczego od razu nie odbierać od nich tego, co wyprodukują? Teraz często samochód w jedną stronę jedzie z nawozami, a wraca ze zbożem. To podwójna korzyść – tłumaczy Stanisław Fabrowski.

Przez lata firma nie miała własnego transportu i korzystała z usług firm zewnętrznych. Dopiero gdy Kamil skończył studia, w wyniku rodzinnej narady oraz solidnej kalkulacji Fabrowscy zdecydowali, że czas zainwestować we własne ciężarówki. Poza sezonem przewoźnicy byli bardzo chętni do współpracy i oferowali bardzo dobre stawki. W szczycie jednak, kiedy zamówień było na rynku najwięcej, pojawiały się problemy z dostępnością samochodów i rosły ceny.

– Mamy nawozy, które trzeba dostarczyć najpierw do firmy w celu dalszej przeróbki, a dopiero potem do klientów. Mamy też punkt skupu i własne silosy (rocznie przechodzi przez nie kilkadziesiąt tysięcy ton zboża), więc własny transport był naprawdę uzasadnionym pomysłem – przekonuje Kamil Fabrowski, który doskonale odnalazł się w roli rodzinnego logistyka i speca od przewozów. – Czasem pełnimy też rolę usługodawcy, np. przewożąc kruszywo w kursach powrotnych. Naczepy-wywrotki doskonale się nadają do tego celu. W ten sposób udaje się nam sprawić, że ok. 70 proc. przebiegu naszych samochodów to przejazdy z ładunkami.



Pierwsze dwa Actrosy pojawiły się w Mirczu wiosną 2011, kolejne dwa jesienią. Kamil z ojcem nie zastanawiali się specjalnie nad wyborem marki i nie testowali kolejnych ciągników. Pojazdom z gwiazdą po prostu zaufali, bo polecił im je znajomy, który także prowadzi firmę handlującą nawozami. – Nie zawiedliśmy się – mówi Fabrowski junior. – Zakup trzech kolejnych nowych Actrosów to wynik naszych doświadczeń z pierwszymi egzemplarzami. Nie mieliśmy bowiem dotąd żadnych problemów z serwisem, a jeśli coś się działo, zawsze mogliśmy liczyć na dobrą obsługę. Poza tym, nawet gdy jeszcze mieliśmy tylko dwa samochody, traktowano nas tak, jakbyśmy mieli ogromną flotę. Przekonała nas panująca w Mercedes-Benz podobna do naszej filozofia działania.

Kamil Fabrowski przyznaje, że sam Actros po prostu mu się spodobał. – Naprawdę zachwycił mnie ten ciągnik. Już podczas pierwszej prezentacji, na którą zostaliśmy zaproszeni przez Mercedesa, wiedziałem że kupimy nowego Actrosa do naszej firmy. Pierwszy z naszych nowych Actrosów spełnia normę Euro V, drugi już Euro VI. Najnowszy, który dotrze do nas na jesieni, jest wyposażony w kolejną innowację: Predictive Powertrain Control (PPC). Zobaczymy, jak system sprawdzi się na trasach, po których najczęściej jeździmy.


Przy stojących na terenie firmy silosach właśnie ładuje się Actros 1848. Ziarno przez specjalną rurę sypie się wprost do naczepy, która musi spełniać surowe normy obowiązujące w transporcie płodów rolnych. Naczepy wywrotki po każdej trasie są myte od wewnątrz, a raz w miesiącu także dezynfekowane. Na pokładzie każdej z ciężarówek muszą się też znajdować stosowne dokumenty, bowiem niektórzy z większych odbiorców wymagają prowadzenia książki ładunków, w której zapisywane są rodzaje transportu i terminy sprzątania naczep. Procedury są wdrożone na tyle skrupulatnie, że firma przymierza się do certyfikowania standardu HACCP (System Analizy Zagrożeń i Krytycznych Punktów Kontroli), który gwarantuje bezpieczeństwo żywności. Po tym jak naczepę załaduje się już 25-26 tonami ziarna, przykrywa się ją specjalną, szczelną plandeką. Samochód jest gotowy do drogi.

– Istotną sprawą w naszym transporcie jest uniwersalność naczep. Zostały specjalnie dostosowane do wymiarów palet i mają z tyłu klapodrzwi, które pozwalają wjechać do środka wózkiem widłowym. Dlatego możemy przewozić na nich zarówno nawozy na paletach, jak i zboże luzem. W ten sposób, poza nielicznymi wyjątkami, mogliśmy wyeliminować firmy zewnętrzne z naszego łańcucha dostaw – opowiada Kamil Fabrowski.

Trasy są bardzo różne – każdy z ciągników przejeżdża średnio ok. 11 tys. km miesięcznie, odbierając zboże od rolników, wożąc do nich nawozy, no i wywożąc jęczmień czy pszenicę do młynów, a rzepak do olejarni. Czasem zestawy wyruszają na przełaj przez pola, by odebrać ziarno prosto z kombajnów. Tak zbiera się np. kukurydzę. Dlatego istotnym z punktu widzenia firmy elementem wyposażenia ciężarówek są wbudowane wagi, które pozwalają kontrolować załadunek np. w polu.

– Poza tym, nawet trzy razy w tygodniu jeździmy do odbiorców w centralnej Polsce. Natomiast jeśli mamy zlecenie eksportowe, które ma trafić do portów, wolimy wysłać je transportem zleconym – mówi Kamil Fabrowski. – Tam własny transport się po prostu nie opłaca. W niektórych terminalach portowych nie ma magazynów i towary ładuje się bezpośrednio na statek. To oznacza długie czekanie i trudno wtedy cokolwiek zaplanować.

Szef floty Fast-Chemu chwali ekonomiczność nowych Actrosów: przy załadunku 25-26 ton średnie zużycie paliwa wynosi ok. 28 litrów. Zaskakujące jest przy tym również to, że nawet w pełni załadowany samochód nie zmienia swojego zachowania na drodze.



Granica 28 litrów wyznacza pożądany poziom zużycia paliwa w firmie i to na niej opiera się system premiowy dla kierowców. Jak tłumaczy Stanisław Fabrowski, każda oszczędność w stosunku do dotychczasowego spalania jest dzielona na pół pomiędzy firmę a kierowcę. – Widzimy, że kierowcy bardzo ze sobą współpracują. Mamy dużo takich samych tras, więc wzajemnie się informują, jak w danych miejscach pojechać, żeby było najbardziej efektywnie i ekonomicznie. Widać, że rywalizacja jest zdrowa – opowiada szef Fast-Chemu. Jak udało im się zgromadzić taką załogę? – Zaczęliśmy od dwóch kierowców. Znałem ich i wiedziałem, że są chętni do nauki. Kolejni przychodzili z polecenia, ważne było dla nas doświadczenie. Dobrze wynagradzamy kierowców, dlatego mamy duży wybór kandydatów. Jednak wymagamy też rzetelnej pracy. A gdy po okolicy poszła fama, że kupujemy nowego Actrosa, od razu zaczęły przychodzić zgłoszenia – uśmiecha się Stanisław Fabrowski.

Być może już niedługo będą potrzebne kolejne ciągniki, bo Fast-Chem, z wykorzystaniem środków unijnych, planuje dużą inwestycję w rozbudowę bazy służącej do przechowywania zboża. Powstaną nowe silosy, suszarnia, czyszczalnia, a to zwiększy wolumen obrotu zbożem, który – od momentu uruchomienia własnego transportu – rośnie o ok. 10 proc. rocznie. Instalacje staną w miejscu starych silosów, które pamiętają jeszcze lata 80. Ale nic się nie zmarnuje – są już chętni rolnicy, którzy zamierzają je odkupić.

– To dodatkowe zboże trzeba będzie przecież przewieźć, a nowym klientom, od których będziemy je kupować, dostarczyć nawozów – uśmiecha się Stanisław Fabrowski. – To będzie obsługa od A do Z. Klienci nie będą mieli powodu, by myśleć o usługach konkurencji.


Fast-Chem w skrócie.

Fast-Chem powstał w 1991 roku. Zajmuje się kompleksową obsługą rolnictwa – zaopatruje gospodarstwa w środki do produkcji rolnej, a także skupuje i sprzedaje płody rolne. Część z nich trafia na rynki krajów Europy Zachodniej i Wschodniej. Asortyment obejmuje również importowane nasiona niektórych roślin oleistych i zbóż, które ze względu na klimat i technologię nie są uprawiane w Polsce. Firma zatrudnia około 20 osób.

www.fast-chem.pl

Zdjęcia: Jacek Babics

Nie ma jeszcze żadnych komentarzy