Andrzej Grzegorczyk i jego Actros

Samochody i technologia

Sypki tandem.

Andrzej Grzegorczyk i jego Actros 1842 z logo firmy Młot są jak scementowani. Trudno by było inaczej, skoro podwarszawskie przedsiębiorstwo specjalizuje się w transporcie cementu luzem.


Sobota w bazie firmy Młot w Ostrowiku niedaleko podwarszawskiego Otwocka. Andrzej Grzegorczyk kończy tydzień pracy. Przed chwilą załadował do swojej naczepy silosu cement. Jeszcze tylko trzeba umyć ciągnik i do domu. Na dworze panuje niewielki mróz, ale przy transporcie cementu i tak część czasu spędza się na świeżym powietrzu – załadunku czy rozładunku nie da się przeprowadzić, siedząc w ciepłej kabinie. Dlatego dodatkowa chwila na mrozie nie stanowi dla kierowcy wielkiego problemu. Nareszcie! Biały Actros 1842, którym jeździ Andrzej, jest już czysty i gotowy do kolejnego zlecenia w poniedziałek.

– Przy chemii budowlanej czy cemencie jest dużo innej roboty niż tylko jazda – opowiada Andrzej, który w najróżniejszych kabinach ciężarówek spędził już ponad 30 lat, więc doświadczenia mu nie brakuje. – Przynajmniej się człowiek porusza. Jak jest trasa krajowa, to mogę się przejechać nawet i cztery godziny, a potem trzeba wąż rozciągnąć, podpiąć rury, uruchomić sprężarkę – zawsze coś się dzieje. Na trasach międzynarodowych jest inaczej: tam siedzisz za kółkiem i dziewięć godzin, a potem już faktycznie możesz się tylko położyć spać, bo siły nie masz. A przecież poruszać się trzeba!


Załadunek i rozładunek naczepy silosu wymaga specjalnych umiejętności ­– Andrzej ma niezbędne doświadczenie.
Załadunek i rozładunek naczepy silosu wymaga specjalnych umiejętności ­– Andrzej ma niezbędne doświadczenie.
„Wyuczonego fachu nie należy tak łatwo porzucać” 
Andrzej Grzegorczyk, kierowca w firmie Młot
„Wyuczonego fachu nie należy tak łatwo porzucać” Andrzej Grzegorczyk, kierowca w firmie Młot

Cement to ciekawy towar.

Andrzej Grzegorczyk musi doskonale operować całym osprzętem swojego pojazdu. Musi się znać zwłaszcza na technice rozładunku, do którego wykorzystuje się sprężone powietrze. To znaczy: umieć obsłużyć sprężarkę i podpiąć węże, które podają cementowy proszek nawet na wysokość kilkunastu metrów. Ale bardzo ważny jest też załadunek, zwłaszcza w miejscach, gdzie nie ma wagi, a takie wciąż jeszcze się zdarzają. Wtedy sypie się „na oko”, a kierowca na podstawie wskazań manometrów ciśnieniowych musi być w stanie ocenić, ile towaru jest już w środku beczki. Bo cementowóz łatwo byłoby przeważyć i problem na drodze gotowy.

Andrzej Grzegorczyk jeździ z kiprem, czyli silosem, który przy rozładunku można dodatkowo podnieść do góry. W naczepie dolnozsypowej taka sztuczka się nie uda, tu wszystko trzeba precyzyjnie wydmuchać ze środka. To ważne, bo ładunki się zmieniają: oprócz cementu i chemii budowlanej, do silosów trafiają też piasek i popioły dymnicowe z elektrowni. Dlatego zbiornik musi być zawsze nieskazitelnie czysty w środku.

– Cement to ciekawy towar, praca przy nim nigdy nie jest monotonna – mówi Grzegorczyk, który od 1980 r. jeździ ciężarówkami. Pracował w budowlance, w melioracji, w transporcie paliw.


– Niezależnie od tego, co się przewozi, to naprawdę ciężki zawód. Trzeba myśleć i mieć dużo wyobraźni, bo ruch na drogach jest coraz większy. Ja się mogę pochwalić, że jeszcze nie miałem żadnego wypadku. A to naprawdę wymaga ogromnego skupienia i poczucia odpowiedzialności, którego niektórym kierowcom niestety brakuje. Odpowiedzialność też ciąży, bo nie jeździ się zabawką za dwa złote. Trzeba uważać i dbać o siebie i innych – mówi kierowca.

Andrzej zawsze lubił siedzieć za kierownicą, ale gdyby dziś miał wozić towar takimi samymi samochodami, co na początku swojej ścieżku zawodowej, to by chyba wybrał inny zawód. Na szczęście technika poszła mocno do przodu, a współczesne pojazdy wspierają kierowców ­– tak jak robi to jego Actros. – Poza tym uważam, że jak się nauczyłeś jednego zawodu, to go pilnuj, rozwijaj się, a nie skacz w coraz to innym kierunku, bo w końcu niczego nie będziesz robić dobrze – wykłada swoją filozofię życiową Andrzej. – Jak już się człowiek czegoś podejmie, to trzeba to ciągnąć i się uczyć, żeby to robić jak najlepiej.



Proste stałe.

Szczęśliwie dla rodziny Grzegorczyków cementu nie wozi się daleko, chociaż zdarzają się i dłuższe trasy. Andrzej i jego koledzy z firmy Młot jeżdżą zwykle w kraju i bliskiej zagranicy, więc na weekend kierowcy wracają do bazy. – Jak dzieci były małe, pracowałem w firmie, w której jeździłem niemal pod domem. Teraz są już samodzielne, więc mogłem zmienić styl pracy. Żona trochę narzeka, że w tygodniu jest sama, ale w sumie jest bardzo wyrozumiała. A ja też nie znikam na kilka tygodni – mówi z uśmiechem Grzegorczyk.

W ciepłym biurze firmy Młot Andrzej opowiada, co sądzi o Actrosie. – Świetnie wchodzi w rytm trasy i pięknie jedzie - jesteśmy jak zcementowani – chwali. Do pokoju zagląda Andrzej Biernat, spedytor. On też wcześniej był kierowcą i jeździł Mercedesami i to on namówił Henryka Młota, do którego należy firma, żeby testować ciągniki z gwiazdą. – Actrosy to po prostu solidne, niezawodne samochody, i jeszcze doskonale się prezentują – wpada w słowo Grzegorczykowi i pędzi dalej, bo jeszcze sporo z blisko 100 firmowych zestawów jest w trasie.

Czas się zbierać, zwłaszcza że na Andrzeja Grzegorczyka czekają i żona, i jego ulubione weekendowe zajęcia. – Ja po prostu lubię coś robić w domu, przerabiać, poprawiać, udoskonalać – mówi. – Chciałbym też kiedyś pogrzebać przy samochodach. Kupiłem malucha, jeden z pierwszych modeli. Jest na chodzie, a ja zamierzam go doprowadzić do stanu idealnego. Ale na to znajdę czas chyba dopiero na emeryturze.


Zdjęcia: Krzysztof Skłodowski

Nie ma jeszcze żadnych komentarzy