Męskie współzawodnictwo - czy jest wyjątkowe?

MAGAZYN

Podobno mężczyźni współzawodnictwo mają we krwi. Na czym ono polega?

Podobno mężczyźni współzawodnictwo mają we krwi. Na czym ono polega?

Kim właściwie jest rywal? Na pewno nie powinniśmy mylić go z naszym wrogiem. Nie chodzi o to by rywala pokonać za wszelką cenę, upokorzyć. Rywal ma nas inspirować, motywować do działania, dzięki temu, że czujemy „rywala” możemy osiągać to co do tej pory wydawało się dla nas samych nieosiągalne.

Przekładając to na skale globalną – nie ma lepszego narzędzia napędzającego wzrost gospodarczy. Przywykliśmy jednak do myślenia o rywalizacji w kategoriach głównie sportowych. Czy najlepsi sportowcy osiągaliby swoje fantastyczne wyniki, gdyby nie rywale depczący im po piętach? Ale pamiętajmy, że rywalizacja może być także domeną artystów, a także – naukowców. Niezliczoną liczbę odkryć, wynalazków i patentów zawdzięczamy na przykład rywalizacji Nicolas Tesli i Thomasa Edisona.

Przez bardzo długi czas, stawiano w edukacji bardziej na współpracę. To jak najbardziej słuszne. Ale dobrą i konieczną przeciwwagą jest nauczenie się zdrowej rywalizacji. Rywalizacji napędzającej, nie agresywnej. Rywalizacji, która nie uczy jak za szelką cenę wygrać, ale jak uczyć się na błędach, szanować rywala i czerpać z jego wiedzy i umiejętności.

Dzięki temu, będziemy mogli skuteczniej poruszać się po przestrzeni życiowej – kalkulować, kiedy współpracować, a kiedy lepiej zawalczyć o swoje i w jaki sposób to uczynić. To równie ważne dla obu płci. Ale badania naukowe sugerują, że rzeczywiście to mężczyźni mają większą skłonność do wybierania drogi rywalizacji (badania Uri Gneezy nad teorią gier), dlatego, to tutaj nacisk edukacyjny na odpowiednie pojmowanie rywalizacji powinien być położony.

Najlepsze efekty, choć brzmi to paradoksalnie przyniesie połączenie współpracy i zdrowej rywalizacji. I tej równowagi Wam życzymy.

Źródło: menshealth.pl

Nie ma jeszcze żadnych komentarzy