Strategia Biznesowa: cały biały!

Biznes i logistyka

W duecie siła.

Piotr Krawczyk i Tomasz Rene, powołując do życia Braxstone, w ciągu zaledwie dwóch lat stworzyli od podstaw firmę z 30 ciągnikami siodłowymi. Jednak już teraz mają jeszcze ambitniejsze cele.

Cały biały. Zestawy Braxstone zostały pomalowane na typowy dla branży transportów chłodniczych kolor – wysoki stopień odbicia światła pozytywnie wpływa na bilans energetyczny agregatów chłodniczych.


Ta historia zaczyna się w warszawskim szpitalu położniczym. Dwóch przyszłych ojców dzieli czas pomiędzy wspieranie żon i – niestety – nie cierpiące zwłoki sprawy służbowe. Piotr Krawczyk i Tomasz Rene szybko orientują się, że obaj w kółko rozmawiają o jednym: o transporcie. – Wpada na siebie dwóch wariatów, którzy nawet w takiej chwili gadają o międzynarodowych listach przewozowych. Z tego musiało coś wyniknąć – opowiada o narodzinach Braxstone Tomasz Rene. – Połączyliśmy naszą wiedzę, umiejętności, doświadczenie i jakiś kapitał, no i jesteśmy – dodaje Piotr Krawczyk.

Tego dnia na świat przychodzi nie tylko dwóch zdrowych chłopców, ale i pomysł na wspólną firmę, którą obaj mężczyźni wspólnie zakładają już po kilku spotkaniach. W nazwie „zaszyli” na pamiątkę imiona swoich synów: Bruna i Aleksandra. To było w roku 2014. Dwa lata później powstała od zera spółka ma już ponad 40 pracowników i 30 ciągników siodłowych, z których 10 to nowe Actrosy, a do tego jeszcze 40 naczep-chłodni.


– Dlaczego transporty chłodnicze? Tomasz pracował wcześniej w firmie, która miała flotę chłodniczą z ponad 150 jednostkami, więc miał zarówno kontakty, jak i niezbędne doświadczenie – opowiada Piotr Krawczyk. – A z naszych analiz rynkowych wynikało, że w tym segmencie marże są wyższe niż w zwykłym transporcie, gdzie konkurencja jest największa. Ja z kolei w rodzinnej firmie Trans Budopol zajmowałem się budowlanką. Mieliśmy kilkanaście ciężkich wywrotek Mercedesa z napędem 8×6 i 8×8 i często pracowaliśmy jako podwykonawca przy budowie dróg. Wyniosłem z tego duże zaufanie do marki, bo te pojazdy były niezawodne i sprawdzały się w każdych warunkach. Dlatego od początku zależało mi, żeby przynajmniej połowę naszej floty stanowiły ciężarówki Mercedes-Benz. Przez kilkanaście lat udało się zbudować dobre relacje z marką.

Pierwszym ciągnikiem w Braxstone był używany Actros trzeciej generacji, którego Piotr Krawczyk „przepisał” z rodzinnej spółki. Ambitni przedsiębiorcy chcieli jednak postawić na nowy tabor. W ciągu kilku miesięcy udało im się zdobyć finansowanie na pierwszych 20 składów, z czego połowę stanowiły nowe Actrosy. – Ponieważ chcieliśmy prowadzić firmę, która spełnia wszystkie oczekiwania klientów, potrzebowaliśmy konfiguracji pozwalającej na pracę w dwuosobowych obsadach – wspomina Tomasz Rene. – Dołożyliśmy zewnętrzną klimatyzację, komfortowe fotele i dodatkowe pakiety dla kierowców. Najpierw w leasingu producenta wzięliśmy pięć pierwszych Mercedesów, potem udało się kupić kolejnych pięć w o podobnej specyfikacji. Miały niewielki przebieg – wróciły z firmy, która zrezygnowała z działalności.


Zakładając spółkę, wspólnicy liczyli, że embargo na handel z Rosją, które sporo namieszało na rynku transportowym, szybko się skończy i przewoźnicy specjalizujący się w tym kierunku wrócą na dotychczasowe trasy. Oni sami od początku myśleli o zachodzie i południu Europy. Na razie jednak to optymistyczne założenie się nie spełniło, co sprawia, że konkurencja na rynku jest bardzo duża.

Pierwszym dużym klientem Braxstone był jeden z globalnych koncernów produkujących elektronikę. – Dlaczego elektronika podróżuje w chłodniach? Nie dlatego, że telewizory czy pralki muszą być przewożone w kontrolowanej temperaturze – tłumaczy Tomasz Rene. – Chodzi o to, że sama konstrukcja naczepy sprawia, że taki cenny transport jest znacznie bezpieczniejszy. Plandekę przeciąć łatwo, nad chłodnią trzeba by się napracować. Żeby spełnić wymogi tego kontraktu, zamówiliśmy naczepy typu pół MEGA o przestrzeni ładunkowej wysokości 2,75 metra, w których mieszczą się np. wysokie lodówki. Wszystko jest zabezpieczone monitoringiem. Każde otwarcie drzwi w chłodni czy wypięcie ciągnika jest natychmiast sygnalizowane. Trzymamy się tych zasad, bo zależy nam na najwyższej jakości usługi.



Potem pojawił się duży klient z branży chemii domowej, który z polskich fabryk eksportuje na Zachód, głównie do Hiszpanii, Portugalii czy Francji – co tydzień kilkadziesiąt naczep. – Założenie było takie, że nie jeździmy w kabotażu, tylko kręcimy kółka, więc istotne były ładunki powrotne – tłumaczy Piotr Krawczyk. – Z powrotem wozimy mięso, świeże owoce i warzywa dla sieci handlowych. Tutaj też mamy stałe kontrakty.

Szczytowy sezon dla tych przewozów to miesiące zimowe, latem sklepy zaopatrują się w większość owoców i warzyw u lokalnych dostawców. To dostawy just in time, więc wymagają szczegółowego planowania i doskonałej koordynacji. Ponieważ chcieliśmy uniknąć niespodzianek, część ciągników, w tym piątkę Actrosów, wyposażyliśmy w kontrakty serwisowe.

Braxstone dopasował się do potrzeb rynku. Dlatego firma konsekwentnie pracuje w systemie przepinania. Nadjeżdżające z towarem ciężarówki nie czekają na ponowny załadunek, tylko zostawiają swoją naczepę i od razu zabierają ze sobą inną, wcześniej załadowaną. To skutkuje nie tylko oszczędnością czasu, ale również daje klientom dodatkową korzyść: w okresie szczytów produkcyjnych zyskują w ten sposób dodatkową powierzchnię magazynową. Tzw. „naczepy stand by” są opłacane za gotowość. – Jeśli jest taka potrzeba, podstawiamy nawet kilka czy kilkanaście naczep – tłumaczy Tomasz Rene. – Wtedy opłaca się jeździć z podwójną obsadą, bo ciągnik praktycznie bez przerwy pozostaje w ruchu. Obecnie mniej więcej połowę tras Braxstone obsługują załogi dwuosobowe.


Actrosy doskonale sprawdzają się w ciągłym ruchu. Spalanie, całkowite koszty eksploatacji, odpowiedni serwis – wszystko to spełnia oczekiwania wspólników. – Ciężarówki są dziś zdecydowanie mądrzejsze, pełne elektroniki, która wspiera kierowców, ogranicza zużycie paliwa, ale wymaga też dodatkowych umiejętności. A nie wszyscy chcą się uczyć. O dobrych kierowców nie jest łatwo – tłumaczy Piotr Krawczyk. – Chcielibyśmy dalej rozwijać się z firmą Mercedes-Benz, mamy świetne relacje z dealerem. Co będzie dalej? Zobaczymy.

– Żeby nie być uzależnionymi wyłącznie od transportu, założyliśmy, także wspólnie, drugą firmę i zaczynamy produkować napoje. To chill out drinki, których na naszym rynku jeszcze nie było – mówi Tomasz Rene. Żartuje, że czekali na ten moment, w którym zaczną wozić własne produkty: – Wreszcie ktoś nam dobrze płaci.

Zdjęcia: Krzysztof Skłodowski

 

Nie ma jeszcze żadnych komentarzy