Transport łodzi: ten Atego przewozi cenne superłodzie

Gospodarka i logistyka

Nad wodę!

Krzysztof Kielich i Marian Chiliński przewożą luksusowe łodzie po całej Europie. To praca dla specjalistów.

Luksusowe jachty J.W. Ślepsk trafiają do klientów i salonów sprzedaży w całej Europie.


Niezależnie od tego, czy jedziemy do Skandynawii, Portugalii, Bułgarii, czy do Szwajcarii, to zawsze jeździmy nad wodę – mówi Krzysztof Kielich z uśmiechem. Mężczyzna od ponad 20 lat pracuje jako kierowca w stoczni jachtowej J.W. Ślepsk z Augustowa. W ten deszczowy dzień jego biały Atego 1224 stoi już przed bramą, jest gotowy do drogi. Ładunek został opakowany na biało. Pod dokładnie przyklejoną folią od razu można dostrzec kształty dwóch łodzi. Ale tylko eksperci byliby w stanie rozpoznać, o jakie konkretnie modele chodzi: luksusowe motorówki Bayliner 855 oraz VR 5. Za kilka dni trafią do salonów sprzedaży Brunswick Marine w Szwajcarii i Wielkiej Brytanii.

Krzysztof Kielich i jego kolega, Marian Chiliński, sprawdzają jeszcze, czy wszystkie pasy mocujące są dobrze naciągnięte, czy nie wysunął się jakiś klin podpierający łódki i czy podczas załadunku nie uszkodziła się folia. – To luksusowe maszyny i trzeba zadbać, by nic im się po drodze nie stało – mówi Krzysztof. – Czasem wystarczy drobne zacięcie i łódka może się zacząć rozpakowywać w trasie – dodaje. Krzysztof obrzuca czujnym okiem cały zestaw. Widać, że jako rasowy kierowca z prawie 40-letnim doświadczeniem za kółkiem dokładnie wie, na co zwracać uwagę przy ostatecznej kontroli cennego ładunku.

– Tu nie ma miejsca na bylejakość – dodaje. Do szoferki potrzebna jest pasja, bo bez niej nie wytrzyma się tej roboty. U niego jeździł ojciec i brat, a cały świat się kręcił wokół kierownicy. Z rodziny kierowców wywodzi się też Marian Chiliński, a w kabinie ciężarówki, tyle że w Wielkiej Brytanii, siedzi już też jego syn. – Ale wolałbym, żeby był w domu – przyznaje ojciec. Dzieci Krzysztofa nie poszły w jego ślady.



Co jest najważniejsze w każdej pracy? – Trzeba rozumieć to, co się robi – mówi Krzysztof. – Kiedyś spotkałem się z kolegą na parkingu. Wozi samochody, więc pytam się go, czy się nie boi, kiedy tak na styk pakuje te auta? A on mi na to: „przecież to tak samo, jak ty pakujesz te łódki. Po prostu trzeba wiedzieć, co się robi”. Na początku rzeczywiście musiałem się nauczyć odpowiedniego stawiania łodzi na samochodzie, podkładania właściwych podkładek i spinania tego wszystkiego. Trochę się też trzeba znać i na łódkach.

Krzysztof i Marian rzadko żeglują z kolegami – choć mieszkają w Augustowie, w krainie jezior. Ale do wody ich ciągnie. Marian przybiera rozmarzony wyraz twarzy: – Ja lubię chodzić na ryby. To nawet można w trasie, podczas przerw, krzesełko rozstawić i wędki rozłożyć. Najlepiej w Skandynawii, gdzie pełno jezior, a w nich szczupaki, okonie. Więc jak jest wolna niedziela w trasie, to biorę wędki i idę nad jezioro.

Jazda z łódkami to duże wyzwanie. W zależności od modeli, zestaw samochód plus przyczepa może mierzyć nawet 19 metrów. Większe łodzie są wysokie i szerokie, więc czasem taki transport musi być zakwalifikowany jako przejazd ponadnormatywny. Ale nawet przy łącznej wysokości 4 metrów i szerokości 3 metrów trzeba uważać. – Zwłaszcza na południu, we Francji czy Hiszpanii, gdzie drogi są wąskie i słabo oznakowane.  


Krzysztof Kielich pracuje dla stoczni J.W. Ślepsk od ponad 20 lat. Każdy ruch się zgadza.
Krzysztof Kielich pracuje dla stoczni J.W. Ślepsk od ponad 20 lat. Każdy ruch się zgadza.

„Atego bardzo dobrze pasuje do przewozu łodzi.”

– Marian Chiliński, kierowca J.W. Ślepsk


Czasem trzeba się zatrzymać, wyjść i obejrzeć na przykład wiadukt, sprawdzić, czy da się pod nim przejechać. A przejeżdżając przez małe miejscowości, trzeba bardzo uważać, żeby nie zahaczyć o balkony, jeśli droga przeciska się między domami – wyjaśnia Marian, który wcześniej jeździł w budowlance, a z łódkami ma do czynienia od ponad 15 lat.

Marian tłumaczy dalej: – Manewry takim długim zestawem nie są łatwe. Cofanie, choćby na parkingach, naprawdę wymaga doświadczenia. A i tak czasem są takie sytuacje, że tylko usiąść i płakać, albo wzywać helikopter. Ale zawsze jakoś się uda, zwłaszcza że Atego jest bardzo zwrotny.

– To naprawdę fajne auto – dodaje Krzysztof. – Przyjemnie się nim jeździ i dobrze pasuje do tego transportu. A przy tym jest w nim wygodnie, co jest istotne, jak się pokonuje dziennie 650-700 km. 


Zdjęcia: Krzysztof Skłodowski

Nie ma jeszcze żadnych komentarzy