Mieczysław Marciniak załadował na swojego Actrosa 1836 cenny ładunek

Reportaż

Na grzbiecie!

Mieczysław Marciniak przemierza Europę, przewożąc samochody Actrosem 1836. Ponosi przy tym ogromną odpowiedzialność.


Zza szarego budynku firmy STS Logistic w podpoznańskim Swarzędzu powoli wyłania się czerwony Actros z przyczepą, na której przyjechały nowe Vito i Klasa V wyprodukowane w fabryce Mercedes-Benz w hiszpańskiej Vitorii. Po chwili szlaban się podnosi i zestaw zgrabnie parkuje na jednym z 40 pasów załadowczych. Jest sezon urlopowy, więc tym razem Mieczysław Marciniak, który prowadził liczący ponad 19 metrów długości zestaw, jechał sam. Zwykle jednak w tego typu trasy jeżdżą obsady dwuosobowe, co znacznie przyspiesza transport. Na trasę do Hiszpanii i z powrotem wystarczy wtedy pięć dni. – Dzięki temu weekendy spędzam w domu, to naprawdę bardzo duży plus tej pracy – mówi kierowca, który musi teraz jeszcze rozładować przywiezione samochody.

Odpowiedzialność Mieczysława za cenny ładunek skończy się dopiero, kiedy przekaże kluczyki obsłudze placu. Wreszcie będzie mógł odetchnąć – w końcu nie przewoził kartofli, tylko nowiutkie auta. Nawet chwila nieuwagi, dekoncentracji, i nieszczęście gotowe. Rysa na lakierze, uszkodzona felga, naruszone lusterko to wszystko horrory, które mogą się przyśnić kierowcy pracujęcemu w transporcie samochodowym.

– Tę pracę wykonuję już od siedmiu lat, wcześniej jeździłem na chłodniach i plandekach. Wybudowaliśmy się z żoną niedaleko Swarzędza i koledzy zaczęli mnie zachęcać, żeby i z pracą przenieść się bliżej – opowiada Mieczysław Marciniak, przygotowując rozładunek transportu. Odpina pasy mocujące koła i zdejmuje kliny, które unieruchamiały samochody.


Sprinter to jeden z modeli, jakie często przewozi Actrosem Mieczysław Marciniak.
Sprinter to jeden z modeli, jakie często przewozi Actrosem Mieczysław Marciniak.

– Od początku miałem świadomość odpowiedzialności związanej z tą pracą – mówi kierowca. – A potem jeszcze zdałem sobie sprawę, że ciągle przewozimy inne samochody: większe, mniejsze, krótsze, dłuższe. To trzeba umieć dobrze załadować, właściwie zabezpieczyć. A jak już ruszam, to jeszcze cały czas muszę mieć w głowie jak długi i wysoki jest mój zestaw. Żeby dobrze wykonywać tę pracę, trzeba ją lubić. Ja ją lubię. No i znam teraz fabryki w Hiszpanii, Francji, Czechach, Niemczech, we Włoszech. Jest się czym pochwalić.

Jeśli przeznaczony do transportu samochód ma jakieś uszkodzenie, kierowca musi to zauważyć i zgłosić, zanim jeszcze wjedzie na transporter. Jeśli odkryje coś później, idzie to na jego konto. A taki transport jest nieraz wart kilka milionów złotych. – Na początku, jak stałem na parkingach, nie mogłem usnąć. Teraz już się przyzwyczaiłem, odpukać, przez siedem lat nic się nie stało – mówi Marciniak. – Wielu chłopaków na początku cieszy się z kontaktu z nowymi autami, ale to też mija z czasem. Dla mnie teraz to po prostu towar klienta, który należy bezpiecznie przewieźć z punktu A do punktu B.

Obsługa platform do przewozu samochodów wymaga dokładności i finezji. W nowoczesnej, całkowicie zautomatyzowanej zabudowie Eurolohr 2.53, na której mieszczą się dwa lub trzy Sprintery albo 11 smartów lub średnio 7-9 zwykłych osobówek, wszystkie pokłady są sterowane hydraulicznie, ale trzeba wiedzieć, jak nimi manipulować, by samochody bezpiecznie załadować bądź rozładować. Kierowca, poza montażem i demontażem klinów i pasów, ręcznie rozkłada tylko najazdy na pokłady.


Mieczysław Marciniak musi dokładnie znać każdy typ samochodu, jaki przewozi. Nowe pojazdy muszą w końcu bezpiecznie zjechać po rampie.


Mieczysław Marciniak delikatnie manipuluje dźwigniami sterującymi. Umieszczone na górnym pokładzie samochody powoli się opuszczają, tył platformy opada bardziej, więc po chwili umieszczona na niej Klasa V „patrzy” w niebo. – U nas są trzy miesiące okresu próbnego, ale jak się umie już wszystko robić, to jeszcze trzeba każdy samochód znać, co do najmniejszego szczegółu. Inaczej to i cztery godziny można ładować. A mamy na to półtorej godziny, bo koledzy czekają w kolejce – czas ma znaczenie.

Wiedzą o tym doskonale w firmie STS Logistic. W tym roku przedsiębiorstwo obchodzi swoje 25-lecie. STS Logistic to dziś największy w Polsce gracz na rynku transportu samochodów. Na ogromnym placu magazynowym w Swarzędzu mieści się ponad 12 tys. pojazdów. Trafiają tu zarówno samochody wyprodukowane w polskich fabrykach, jak i te, które przyjeżdżają z zakładów w innych krajach. Firma wysyła i przyjmuje ponad 200 transportów dziennie, więc ruch jest ogromny. Z 270 zestawów 200 to najnowsze Actrosy 1836 Euro VI o obniżonej ramie i kabinach, specjalnie przystosowaneych do autotransporterów. Dzięki temu można załadować mały samochód nad kabinę kierowcy bez ryzyka przekroczenia maksymalnej, dopuszczalnej w Polsce i Europie wysokości 4 metrów.

Swoim Actrosem Mieczysław Marciniak jeździ od nowości. Przejechał już ponad 300 tys. km i absolutnie tego po nim nie widać. – Dobrze się go prowadzi. Trzeba pamiętać, że to nie jest opływowa, aerodynamiczna zabudowa. Tu wszystko stawia opór – mówi. – Mimo to spalanie jest na świetnym poziomie, zużywa 29-30 litrów na 100 km przy pełnym załadunku. To kilkanaście procent mniej od poprzedniej ciężarówki, którą jeździłem. Lubię Actrosa i dbam o niego, bo lubię mieć porządek. Jak w domu. W końcu przez kilka dni w tygodniu to jest mój dom. 

Zdjęcia: Bartosz Jankowski

Nie ma jeszcze żadnych komentarzy